Na początku mój stosunek do duchowości Serca Jezusa, z którą zetknęłam się dzięki jednej z sióstr SC, to było tylko pełne sympatii zainteresowanie, nic więcej. Zaczęło się to zmieniać dzięki Magdalenie Zofii, bo trafiłam na jedną z jej modlitw: “daj mi serce, którego usposobienia będą podobne do Twoich”. Wtedy zaiskrzyło! 🙂 Zaczęłam poznawać zarówno Magdalenę Zofię, jak i życie Filipiny – obie są dla mnie niesamowitymi kobietami, które mnie inspirują i są mi w jakiś sposób bliskie. Nie ukrywam że dużą rolę w tym wszystkim odgrywa również fakt, że w Siostrach jest dużo otwartości, empatii, skoncentrowania na Jezusie i prowadzenia do Niego – i doświadczam tego nie tylko w czasie towarzyszenia duchowego, ale też po prostu w rozmowach z różnymi siostrami.
Duchowość Serca Jezusa w jakimś sensie wcześniej też była mi bliska, choć znałam tylko Małgorzatę Marię i po prostu bardzo lubiłam litanię do Serca Jezusa 🙂 Poznając powoli tą duchowość, odkrywam jednocześnie coś bardzo nowego, świeżego, inspirującego, ale też w pewnym sensie coś, co od dawna nosiłam w sobie… Uczę się patrzeć na rzeczywistość oczami Jezusa, co przez lata było dla mnie raczej takim pobożnym stwierdzeniem, a dopiero ostatnio staje się czymś konkretnym, stosowanym w praktyce. A dzięki temu codzienność też staje się inna, mimo że zawsze starałam się po ignacjańsku „szukać i znajdować Boga we wszystkim”. Teraz to się pogłębia – gdy próbuję patrzeć na siebie i ludzi tak jak On, próbuję pytać się o Jego uczucia i uczyć się od Niego, w jaki sposób reagować na codzienne wydarzenia. To jest coś, co w duchowości SC bardzo mnie pociąga – to uczenie się „patrzenia sercem” na rzeczywistość.
Szukam też tego, w jaki sposób faktycznie „być kontemplatywnym w działaniu” – to pewnie takie moje najbardziej aktualne zmaganie. Ja się bardzo wyrywam do działania i często nie ma równowagi między modlitwą i byciem z Jezusem a działaniem (zwłaszcza gdy ja to pobożnie nazywam „działaniem dla Jezusa”, bo to taka dobra wymówka). Szukam więc jakiegoś sposobu na siebie 😉 żeby było w mojej codzienności więcej przestrzeni dla Niego i więcej wsłuchiwania się i w Jego głos, i w swoje serce, potrzeby, pragnienia. Na pewno te spotkania w Pobiedziskach są pomocne również w tym względzie, bo jest wtedy więcej czasu na modlitwę.
Poza tym zachwycam się Jezusem. Bo o Jezusie można mówić w różny sposób i ja też trafiałam różnie w życiu. Czasem bardzo dużo słyszałam o powinnościach, obowiązkach i Bogu, który ode mnie wymaga (tego czy innego – nieważne). I znowu – pewnie cała droga Ćwiczeń to odkrywanie Boga, który jest Miłością, a nie tylko sędzią, policjantem czy księgowym, który podsumowuje dobre i złe uczynki, ale poznając duchowość Serca Jezusa, jeszcze bardziej doświadczam Jego czułości, troski i współczucia. I próbuję pozwalać się kochać 🙂