Rodzina Sacré Coeur uczy mnie odkrywać Pana Boga. Boga, którego się zawsze bałam, postrzegając jako ojca srogiego, karzącego, niesprawiedliwego, obwiniając po cichu (bo głośno się bałam kolejnej kary) za wszystkie moje niepowodzenia .A ja, jak każde dziecko chciałam czuć miłość i akceptację. Miłość – to co dla mnie najcenniejsze, cenniejsze niż zdrowie.
Nie jestem silnej wiary, mam swoje kręte drogi .Kiedy życie pokazuje się ze złej strony zaczynam wątpić. Wtedy Bóg pokazuje mi małymi gestami że jest obecny w moim życiu za wstawiennictwem Maryi i Jezusa Chrystusa.
Tak było wiele razy gdy wołałam o pomoc. I dostawałam ją, może nie w takiej formie o jaką prosiłam, ale Bóg dawał mi do ręki narzędzie.
To ON po pierwszym spotkaniu w Pobiedziskach dał mi siłę, wiarę i nadzieję a przede wszystkim – poczułam się kochana. To ON w czasie pielgrzymki do Tarnowa wiódł mnie w miejsca, które wiązały się z problemami, które dotyczą mnie i moich córek. A ja, często myślę, że Bóg mnie nie zna, nie słyszy, nie chce pomóc……..
Uczę się też odkrywać miłosierdzie Boże. Jednocześnie widzę jak wiele mam jeszcze do zrobienia w pracy nad sobą. Mam świadomość, że muszę coś w zamian dać. Źle mi z tym, że tylko biorę. Brakuje mi czasu i okoliczności na bycie z samą sobą, na bycie w ciszy i skupieniu. Jestem pochłonięta pracą i rodziną, może właśnie rodzina to jest moją misja?
Rodzina zawsze była i jest dla mnie najważniejsza a jednak mam sobie wiele do zarzucenia, obwiniam się za niepowodzenia moich bliskich.
W Rodzinie SC przycupnęłam z boku, nieśmiało z całym swoim bagażem. Jestem jak w rodzinie zastępczej, trudne dziecko, odbiegające od tych rozwiniętych duchowo, medytujących, aktywnie uczestniczących w życiu kościoła Czuję, że odstaję, ale chcę być w tej rodzinie bo Rodzina jest siłą!